Nadmieniam, że z biegiem czasu to i owo może się zmienić, aczkolwiek wątpię.
- "Here Is the House" - kanon depeszowego grania, a jednocześnie bardzo przystępny. Bo jest i piękna melodia, i perfekcyjna aranżacja, i duży potencjał radiowy. W ogóle się nie zestarzał (zresztą tak jak prawie cała "Black Celebration", pierwsza naprawdę doskonała płyta DM).
- "Nothing" - ponownie bardzo depeszowo, na luzie i nieco ironicznie pod względem melodycznym.
- "Interlude" między "Blue Dress" a "Clean" - wybór ekstrawagancki, ale to dla mnie najbardziej intymny i poruszający moment "Violatora", na dodatek umieszczony między taaaakimi arcydziełami.
- "In Your Room" - również wersja albumowa. Fantastyczne wejście sekcji rytmicznej w drugiej minucie i rewelacyjne budowanie napięcia, które sięga zenitu, gdy Dave wyśpiewuje "Your favourite mirror" - w wersji singlowej ten moment mija niezauważenie.
- "The Love Thieves" oraz "Insight" - wahałem się, który numer z "Ultry" wskazać, więc wybrałem oba. Wszak to dla mnie jedna z najlepszych płyt DM, jeśli nie najlepsza. Gdy słucham ich nocą, noc staje się jeszcze ciemniejsza, posępniejsza i bardziej nieprzenikniona. W dzień nie słucham i nawet nie próbuję.
- cały singel "Only When I Lose Myself" - imponujące zakończenie najlepszego rozdziału w historii Depeche Mode. Ostatni powiew geniuszu zespołu. Ostatnia rzecz, która podoba mi się bezwarunkowo. Wszystkie trzy utwory prezentują poziom, do którego zespołowi już nigdy nie udało się zbliżyć.
Nie jestem w stanie uzupełnić listy utworami wydanymi po 1998 roku, chociaż "Happens All The Time" jest bardzo blisko - ma brzmienie, jakie miałby SOFAD, gdyby nie rockowe eksperymenty naszej ekipy.